Część 9

Motto: "Spuście kurtynę, farsa skończona" (Francois Rabelais 1494 - 1533)

   Myślę, że najwyższy już czas powiedzieć prawdę o naszej rodzimej historiografii, zafałszowanej w sposób nie tylko obrażający naszą inteligencję, ale i zdrowy rozsądek. Od stosunkowo niedawna zaczyna się o tym mówić. Jest sporo spraw w naszej historii rodzimej, które mnie osobiście mocno bulwersują. A bulwersują, bo nie mogę strawić hochsztaplerów wygłaszających swoje zapewnienia jakoby wszystko, co robią, było "pro publico bono". I dawniejszymi czasy i dzisiaj...czyli nic nowego. Mowa tu oczywiście o tych, co psim sumptem dostali się do ław sejmowych, stołków radnych miejskich i taborecików w radach gminnych oraz o pozostałej hołocie, co to ma patriotyzm w niedomytych mordach na pokaz, a ojczyzna to dla nich kawałek sukna, o który można zetrzeć gnój z buciorów. Stan zresztą znany z poprzedniej radosnej socjalistycznej rzeczywistości. Bo o obecnej, nie chcę nawet pisać. Wszyscy znamy, a jakże, afery, korupcyjne machinacje i głupotę rządzących nam "jasnie" idiotów. Jeżeli jednakże sądzicie, że to coś nowego w dziejach naszej ukochanej ojczyzny, to jesteście w błędzie. I to wielkim - bo nie poznaliście prawdziwych informacji rodem z rodzimej przeszłości, które zostały doskonale podretuszowane w różnych oficjalnych opracowaniach historycznych. W tym miejscu zaczyna się moja skromna rola wyprostowania niedoinformowanych ścieżek myślowych w materii haniebnych uczynków naszych prapradziadów. Tak haniebnych, że ze zdziwienia można pogubić protezy.
W tej części Retuszera, chciałbym zasygnalizować dwie sprawy. Po pierwsze - czas najwyższy, abyśmy uświadomili sobie wreszcie, że zagłada mocarstwowości Polski jest w największym stopniu bardziej wynikiem głupoty i zdrady narodowej niegdysiejszych dysydentów na przestrzeni kilku minionych stuleci, niż piekielnych sił nieczystych, które się ponoć przeciwko Najjaśniejszej Rzeczypospolitej sprzysięgły. Już jeden z najwspanialszych moim zdaniem, obok Bolesława Śmiałego i Kazimierza Wielkiego królów polskich, Stefan Batory - odczuł na własnej skórze tę wewnątrzsarmacką gangrenę. Kiedy bowiem, powrócił z wyprawy przeciw Iwanowi Groźnemu, któremu spuścił niezłe historyczne baty, sejm zamiast obsypać zwycięskiego króla hołdami wiernopoddańczymi i okazaniem mu czci, zamienił się w psiarnię ujadającą na króla za to tylko, że "wydał olbrzymie sumy na zdobycie ziemi niezdatnej do użytku" i że niesłusznie napastował monarchę tak nieszkodliwego, jak wielki kniaż moskiewski, który kocha i uwielbia Rzeczpospolitą (sic!) Rozpuszczano wieści najbardziej niedorzeczne, paszkwile, pomówienia uwłaszczające godności wielkiego króla - jemu, który wyłożył całą swoją osobistą szkatułę na obronę niewdzięcznej Rzeczypospolitej. Podobnych rzeczy w naszej historii było wiele, zbyt wiele jak na jedno państwo. Ale obok głupoty, zaściankowego myślenia i zawiści możnowładców, których - jak sądzę - przejawem były kłody rzucane pod nogi Batoremu i innym jemu podobnym, objawiła się także rychło gangrena o wiele późniejsza - korupcja i korumpowanie rodzimych dygnitarzy i polityków przez nieprzyjaciela. I to ona właśnie pogrążyła w otchłań niebytu Rzeczpospolitą. Samo w sobie przekupstwo polityczne nie stanowiło nadwiślańskiej "specialite de la maison" - korupcja i zdrada były powszechną zarazą w ówczesnej Europie. Jednakże, o ile w innych krajach ówczesnej Europy, powszechność przekupstwa stała się tak banalną, iż wszędzie była po prostu małą sensacyjką, o tyle w Polsce, w której nie mogło nic się odbyć bez zgody ówczesnego sejmu, stała się tragedią, bo tylko w naszej Polsce nieprzyjaciel korumpując jednego tylko posła mógł zniweczyć i niweczył każdą reformę upragnioną przez uczciwych obywateli, zmierzającą do ratowania niepodległości. Wystarczyło, że zdrajca krzyknął z ławy poselskiej sławne "liberum veto", a zrywał obrady sejmu i unieważniał wszystkie jego uchwały.
Z tego prawa korzystano tak często, iż za panowania króla Augusta III zerwane zostały wszystkie sejmy z wyjątkiem jednego! Cała Polska wiedziała, że posłowie przekupywani byli nagminnie. Podczas otwarcia sejmu w 1774 roku wstał poseł Wilczewski rzucił przed laskę marszałkowską kiesę z 300 dukatami pruskimi, którymi próbowano go przekupić. Przekupić się nie dał, ale to tylko był wyjątek potwierdzający regułę. Wyjątkami byli także Rejtan, Kossak i kilku ich patriotów, których nie zdołał przekupić arcyzdrajca, marszałek sejmu Poniński wtedy, gdy przekupiono cały sejm i zdradziecki tenże sejm zadekretował rozbiór Polski. Korupcja i zdrada magnaterii polskiej, że nie wspomnę o ciemnej szlachcie będącej na pasku możnowładców, osiągnęła tak niespotykane rozmiary, że i dzisiaj trudno w to uwierzyć.
Bezwstyd i dno, do jakiego sięgnęła magnateria, budził pogardę nawet w nieprzyjacielskich szpiclach podrzędnego sortu. "Zdradzają ojczyznę, tak jak ich córki mężów" - kpił z polskich arystokratów szeregowy szpicel Wigiel. Carski ambasador Saldern mówiąc o nich, aż parskał ze wstrętem: "Jedną ręką podawać sakiewkę ze srebrnikami, a drugą bić po mordach". Profesor Brűckner nazwał tych ludzi - Branickich, Rzewuskich, Lubomirskich, Potockich, Sułkowskich, Ponińskich, Massalskich i innych szujami, które zaważyły i obciążyły sumienia dalszymi, krwawymi losami Rzeczpospolitej.
***
Zaraz po tych słowch wystawił też rachunek ówczesnym damom polskim: Lubomirskiej, Grabowskiej, Kossakowskiej, Mniszchównie, Hańskiej, Czapskiej i innym, które zdradzały ojczyznę i do tego jeszcze nakłaniały innych do jej zdradzenia. O tych Messalinach, rozłoszczony Józef Ignacy Krasicki pisał: " O tych psicach polkach hrabinach pisząc, lepiej by żadnego nie dawać im nazwiska, tylko krzyżyki, jak trupom". Po każdym upadku patriotycznego zrywu, którego celem było odzyskanie niepodległości i zrzucenie nienawistnego jarzma niewoli, kiedy całe kolumny patriotów, wędrowały skazane na pobyt na Syberii, w stolicy gwałconego kraju, balom i festynom nie było końca. "Urocze" polskie damy ochoczo nadstawiały arystokratyczne dupy półazjatyckim małpoludom i zwycięzcom. Pochód zeszmaconych romantyczno-patriotycznych cieni, niczym widma nieszczęść posuwał się krokiem katorżnika do przodu, a w polskich siołach, w polskich pałacach i dworach perlił się śmiech arystokratycznych kurewek, płynął strumieniem szampan, a tańcom nie było końca. Tak w zgodzie z niepodretuszowaną prawdą historyczną, wyglądała żałoba po wyparciu się i sprzedaży Matki Ojczyzny przez zdrajców - polską magnaterię i judaszową część szlachty. Pewien uczestnik Powstania Listopadowego pisał w liście do swojego przyjaciela, że po wkroczeniu rosyjskich wojsk zaborczych do stolicy, trwa nieustający karnawał, jeden bal goni drugi, a polskie damy szaleją za moskalami "aż do wstydu". Szaleć za kimś aż do wstydu...stary, zapomniany i jakże wytworny sposób na powiedzenie prawdy o tym, że wszystkie tzw. "damy z towarzystwa", te wszystkie dumne panie Radziwiłłowe, Czartoryskie, Kossowskie czy Grabowskie, były po prostu bezwstydnymi dziwkami, kurwiącymi się z ruskimi kałmukami na prawo i lewo, oraz we wszelkich innych możliwych i niemożliwych kierunkach, liżącymi jak suki, rosyjskiego penisa. Większość z tych "dostojnych dam" nie leżała jeszcze pod rosyjskim autobusem tylko dlatego, że wówczas nawet Rosjanie nie znali jeszcze tych pojazdów.
Panie na wysokościach....jeżeli nawet jesteś, powinieneś pierdolnąć siarkę i ogień, jak wtedy, coś go rzucił na Sodomę i Gomorę. Przecież to, co wyprawiała polska magnateria zasługiwało wielekroć na ogień piekielny. I to taki, który wypaliłby do cna cały ten wstyd oraz starł z powierzchni ziemi bezprzykładną hańbę narodową, tak, aby pamięć o tej Stajni Augiasza zaginęła na wieki. Bo nawet dzisiaj, kiedy ktoś "w mojej przytomności" mówi o powinowactwie z "błękitną krwią "patrzę na takiego rarożka, jako na umysłowo chorego lub na nieuka, co to wiejską przedwojenną edukację zakończył "aż" na etapie klasy czwartej szkoły powszechnej. Najstraszniejsze w naszej narodowej historii obok korupcji była zdrada, najpodlejsza zdrada Ojczyzny i nieświadomego niczego Narodu przez tzw. "siły społeczne i polityczne" Królestwa Polskiego, które to siły - elity wojskowe i cywilne - a tak naprawdę zdrajcy w imię swoich partykularnych interesów, skutecznie i bardzo zręcznie poprzez działania polityczne, prowadziły kapitulancką i zdradziecką narodową politykę wobec cara. Czytając powyższe, ktoś może pomyśli: przesada, może kilku drani tak i postępowało. A piszący owe słowa, jest neurastenikiem. Wszak wszędzie czarnych owiec znajdzie się kilka. Odpowiem tak - niepodretuszowane źródła minionego czasu mówią zupełnie cos innego. Ale, rozumiem..rozumiem.
Bowiem, zarzucając komuś złą wolę, należy być wiarygodnym...tzn. wiarygodnym w taki sposób, a dysponować argumentami, które uwiarygodniają bez cienia wątpliwości stawiane zarzuty.
Proszę oto i one: Specjaliści o Powstaniu Listopadowym od dawna wiedzieli, że na pewnym etapie nic nie stało na przeszkodzie, by Polska już wtedy odzyskała niepodległość. Jak zwykle na przeszkodzie stanęła ta sama gangrena. Prof. Jerzy Łojek w swoim dziele "Szanse Powstania Listopadowego" twierdził, że ostateczna klęska powstania była realizacją intencji i zamysłów tych sił społecznych i politycznych, które wykorzystując dezorganizację opinii publicznej, zdołały pomiędzy 29 listopada, a 4 grudnia 1830 roku zdobyć całą władzę nad ruchem narodowym i władzę tę utrzymywały do ostatnich chwil walki z carem Mikołajem I, upatrując powrót w jarzmo niewoli klęskę swoich prywatnych interesów mniejszą od tej, jaką przyniosłoby zwycięstwo. Resume - elita, która zamordowała Powstanie Listopadowe rozlicznymi działaniami dywersyjnymi, prowadziła podwójną grę: przed narodem udawała wielkich patriotów, zaś za jego plecami ludzie ci, występując w imieniu władz powstańczych, mając dusze wiernych poddanych cara-batiuszki, traktowali ruch powstańczy, jego uczestników, jako wartych uśmiercenia.
I rzecz wydawałaby się nie do uwierzenia - Powstanie zostało zdławione rękami samych Polaków. ZGROZA!! Cóż za ohyda wyziera z prawdziwych kart historii. Myliłby się jednakże ktoś, gdyby pomyślał, że to był koniec łotrostw popełnianych na ciele MATKI OJCZYZNY. Bo prawie wszystko jest zafałszowane w oficjalnie dostępnych źródłach. I nie o głupotę, nieuctwo czy niechlujność w przekazach tu chodzi. To już celowe działanie kolejnych elit politycznych, którym z różnych powodów prawda historyczna była niewygodną. Wydawałoby się, że niemożliwym jest manipulowanie Czasem. Nic bardziej mylnego. Spece od judaszowych srebrników nawet Czas potrafią zretuszować. A raczej chronologię wydarzeń w Czasie, który dawno upłynął. Niewłaściwą jest chronologia w naszej historiografii błędnie wbijana w oporne uczniowskie mózgownice w szkołach, jakoby cykl powstańczy rozpoczął się od Insurekcji Kościuszkowskiej. Zapytam więc ponownie - a gdzie są dwa wcześniejsze powstania: Konfederacja Dzikowska z 1734 roku, a zwłaszcza Konfederacja Barska z lat 1768 -1772!
Pierwsza z nich zawiązana przez patriotów dla obrony elekcji Stanisława Leszczyńskiego, stanowiła pierwszą próbę obrony nieodległości i wysunęła pomysły nowoczesnego na ówczesne czasy zreformowania ustroju państwa. Z kolei Barska przedstawiana była w okresie radosnego socjalizmu, jako projekcja tępoty, fanatyzmu i zacofania powstańców. Wierzcie mi...jest to obrzydliwe i nonsensem. Mam w swojej bibliotece prywatnej pełne 24 tomy encyklopedii Gutenberga, nie licząc suplementów do niej. Otóż właśnie tam wyczytałem, iż Konfederacja Barska nie była przesiąknięta fanatyzmem wyznaniowym i tępym konserwatyzmem!!
Najwybitniejsi przywódcy Konfederacji byli ludźmi światłymi, pozostawali w kontakcie z ruchem umysłowym Zachodu, niektórzy zdobywali się na śmiałe pomysły reformatorskie.
Zwolennicy retuszowania obu Konfederacji mogą ewentualnie twierdzić, że w przeciwieństwie do wszystkich innych powstań, w których wzięli udział chłopi i mieszczanie, słowem, wszystkie klasy - te dwa ruchy były wyłącznie li tylko szlacheckie i jako takie były niewygodne oficjalnej polityce ubiegłego ustroju. Hmm.pomieszać patriotyzm z klasowością - takim nieukom, którzy doszli do owych nonsensownych i krzywdzących wniosków wynikających z ich nie tylko głupoty, ale i braku wiedzy, przedstawię jedną z wypowiedzi ich ukochanego wodzusia, przeżartego syfem - Lenina: "Póki masy ludowe Rosji i większości krajów słowiańskich spały jeszcze głębokim snem, póki w krajach tych nie było samodzielnych, masowych ruchów demokratycznych - póty szlachecki ruch wyzwoleńczy w Polsce nabierał olbrzymiego, pierwszorzędnego znaczenia ze stanowiska demokracji ogólnoeuropejskiej". No i co wy na to, towarzysze walki o lepsze jutro mas pracujących, faszyzujący parteigenosse i inna hołoto??
***
Nieprawdziwa historia, ta zafałszowana, podkolorowana fałszywym patriotyzmem, kupczynom honorem - ojczyzna, wierność, poświęcenie, ideały - co za rozkoszne brednie bełkotane mokrymi od ruskiej spermy ustami. W tym samym czasie, gdy różni Stackelbergowie, Sieversi, Ropninowie i Zubowowie w pocie czoła pracowali nad zaspakajaniem wścieku macic polskich herbowych dziwek, niejaki major Łukasiński, jeden z najwierniejszych rycerzy Polski, gnił w lochach Szlisselburga, zapomniany przez boga i braci - Polaków. O jego istnieniu pamiętał tylko strażnik, co to przynosił kromkę czerstwego chleba i śmierdzącą moczem wodę.
Krew mnie zalewa, kiedy bywam w różnych miastach i natrafiam na nazwy ulic, albo też pomniki różnego autoramentu zdrajców i politycznych łotrów. Bałwochwalczo nazywamy nazwy różnych ulic imieniem Roosevelta, chociaż paralityk pogardzał nami, Polakami i sprzedał nas, jak bydło sowieckiemu schizofrenicznemu rzezimieszkowi.
Natomiast konia z rzędem temu, kto wskaże mi miasto, gdzie mógłbym zobaczyć pomnik prawdziwego patrioty, majora Łukasińskiego.
Zresztą....o czym ja do ciężkiej cholery marzę?!
Przecież pomniki wznosi się tym, którym się udało, tym, którzy nie zawracali sobie głowy sumieniem, skrupułami, nie miewali wahań. Mój przyjaciel Leszek (z mojej powieści "Ja, kloszard-czyli myśli pogubione") ma w gruncie rzeczy sporo racji mawiając - naszym prawdziwym bogiem jest Skuteczność. Moralnym jest to, co skuteczne. Przecież to zwycięzcy rozliczają pokonanych.
A ja dodam - i skutecznie retuszują niewygodne im prawdy.
No i po co ci to było, majorze Łukasiński?! Czy nie mogłeś frajerze, kiedy dobierali ci się ruskie kacapy do tyłka powiedzieć, że w gruncie rzeczy gówno cię Polska chodzi, ta roznegliżowana dziwka? Ochoczo wyjaśnić, że odbiło ci tylko, chwilowa zaćma umysłowa, patriotyczny balckout.przecież nic groźnego, każdemu w życiu może się przydarzyć, że przepraszasz cara - batiuszkę i nie będziesz już mu czynił wstrętów nigdy...nigdy. Że tak w ogóle, to przecież kochasz Rosjan, a Konstantemu to nawet możesz jajka wylizać codziennie, nawet przed kąpielą.
Słowa..słowa...słowa... Majorze, byłeś człowiekiem honoru, prawdziwym Synem Matki Ojczyzny. Jednym z niewielu znanych z nazwiska, jednym z wielu zamęczonych, bezimiennych bohaterów. Ale bez twojej ofiary, sprawy i tak potoczyłyby się równie głupio. Zawsze bowiem, toczą się równie głupio i kosztem niewinnych ofiar. Ojczyzna, wierność, poświęcenie, ideały - prastara komedia, na której najlepiej wychodzą ci, którzy wiedzą, kiedy i komu dać dupy, obojętnie, czy będzie to caryca Kaśka, Kaligula, Stalin czy własny "demokratycznie wybrany przywódca". Wymyślili pojęcie OJCZYZNA po to, abyś ty jej służył, podczas kiedy, polityczni dranie będą ją hańbić i zabawiać się nepotyzmem.
***
Polska jest kobietą - mawiał Miłosz i jak przystało na rasowego dyplomatę, dyskretnie przemilczał, że jest to kobieta kapryśna, przewrotna i niewierna. Oczywiście, w moim przekonaniu, Pan Czesław użył dyplomatycznego wybiegu, bo nie chciał powiedzieć zbyt wiele, aby nie narazić swojego autorytetu na społeczne i towarzyskie auto da fe. A rzecz uściślając - według mnie, miał tak naprawdę na myśli sprzedajnych ziomków. Tak, właśnie nas - Polaków, jako naród gówno wart.
I to nie tylko z przeszłości, ale teraźniejszości. Bo to my - ludzie, na określonym kawałku ziemi, większym czy mniejszym spłachetku ziemi tworzymy naród, mówimy tym samym językiem (niekoniecznie rozumiejąc się), posiadamy te same nawyki kulturowe, wspólną historię, z której jesteśmy więcej lub mniej dumni. No...my Polacy, akurat, jako naród, zbyt dumnymi raczej bywać nie możemy, a to z powodów, o których wstyd ponownie mi pisać. To właśnie my Polacy... dumny ponoć naród dumą zamęczonych majorów Łukasińskich i setek bezimiennych zesłańców, jak nikt na świecie potrafimy być mierzwą na łonie historii. To przez nas Matka Ojczyzna zyskała w oczach narodów świata, miano kobiety kapryśnej, przewrotnej i niewiernej, która żąda poświęceń, bezustannie dowodów miłości, heroicznych czynów, czułych słów, ofiar, wierności, adoracji i podziwu, bezgranicznego zaufania, domagając się obrony wątpliwej jakości czci i zszarganego honoru jej establishmentu. Nigdy natomiast nie okazała swoim prawdziwym, bohaterskim obrońcom, choćby cienia uczucia, każąc batogami i kacetem za najmniejsze słowo krytyki. Ani jednego ze swoich synów nie nagrodziła za jego trudy i wierność, ani jeden nie dostąpił jej łask za swojego życia. Polska poprzez swoje sprzedajne elity, które stawia bezdurnie na świecznikach, to femme fatale. Miłość do niej musi kończyć się i najczęściej kończy tragicznie. Polska poprzez swój establishment, to kobieta próżna i pusta, która równie łatwo grzeszy, przeprasza, dalej grzeszy, spowiada się i tańczy na grobach swych najlepszych synów.
Przekonania i poglądy nie są czymś, z czym się rodzimy. W ciągu naszego życia zmieniamy je równie często jak chusteczki do nosa, retuszując je w zależności od zaistniałych okoliczności. I zabijamy się wzajemnie z powodu odmiennych przekonań i poglądów. Czyż to nie absurd? Czyż nie jesteśmy żałośni?!
Nie żyjemy i nigdy nie żyliśmy w świecie wartości nadrzędnych "na całe życie". Kiedy zastanawiam się, czy była, czy jest jakakolwiek wartość takowa, nie znajduję niczego podobnego. Znajduję za to tylko rzeczy wymienialne, sezonowe, a termin ich ważności bywa coraz krótszym. Ideały nielicznych dziadków - patriotów, to rzecz wstydliwa, utożsamiana ze słabością, brakiem zaradności i w najlepszym razie - "polskim romantyzmem". Współczesne bogactwo nie ma jeszcze rodowodu, ale bieda nie ma już honoru.
Czyli....nic nowego. Historia o zgrozo...ponownie koło zatacza...Nie zmieniło się NIC! Prywata i pieniądz....posiadanie i chęć zdobywania...tak jak niegdyś ilość upolowanej zwierzyny stanowiła o sławie myśliwego, tak znowu i dzisiaj sławnym i godnym szacunku czynią pieniądze i posiadane majątki.
Gdyby diabeł istniał i skupowałby honor, jako pierwszy zostałby mu przez moich rodaków sprzedany.
Więc po cóż się dziwić, że Matkę Ojczyznę na stadionach piłkarskich tylko kochamy?!
Chyba wypiszę się z tej parafii...a trzydziestoma srebrnikami rzucę w sprzedajną mordę każdemu, komu mamona tylko miła.
Ot, co..
***