Przypomniałem sobie postać wujka, kiedy to dzisiaj rano w trakcie picia porannej, gorącej kawy, "wzięło" mnie na porządkowanie mojego archiwum zdjęć, notatek, wycinków gazet i tekstów z własnej komputerowej bazy danych. Nie pamiętam z jakiej to gazety i po jaką to cholerę wyciąłem pewien fragment z jakiegoś tam czasopisma i jak to zwykle ja, zapomniałem o nim. Być może noeza podpowiadała mi konieczność wycięcia i schowania na dno szyflady kawałka zadrukowanego papieru. Wszak prawie wszystkim wiadomo, że nad nią jedną nie mamy władzy. To znaczy, nad noezą, a nie szufladą...sit venia verbo.
I całe w tym szczęście gatunku dwunożnych wełniaków. Rrzuciłem okiem na fragment wycinka i zamurowało mnie, bo przeczytałem, cytuję: "Burdel został opróżniony, sprzątanie trwa."
W tym samym momencie nastąpiło jakieś swoiste sprzężenie zwrotne w szarych komórkach mojego mózgu, neurony z sąsiednich półkul dokonały aneksji wolnej przestrzeni i zamiast porannej pustki w głowie, "zobaczyłem" nagle w mózgu lawinę obrazów przeszłości i skojarzonych z nimi zjawisk sytuacyjnych. Innymi słowy przed moimi oczyma stanął jak malowany zacny wujaszek, tak barwnie opisany w części pierwszej. Ekspresem przemknęła mi przez mózgoczaszkę myśl, że oto natrafiłem na zapomniany fragment opisujący kolejnych retuszerów tyle, że na skalę "historyczną". A to już przestało być zabawne. Wielce zaciekawiony, rozprostowałem kawałek pożółkłego papieru gazetowego i zacząłem czytać z uwagą: " ludzie powstali, wyzwolili się, wyrzucili najeźdźców i uznali, że muszą przywrócić pierwotną urodę ich pięknemu miastu. Wówczas opróżniono domy i rozpoczęto sprzątanie. Czyszczono nie tylko podłogi, ale i ściany, bowiem ludzie nie mogą żyć w poniżeniu, bowiem potrzebują pokoju i wartości. A na zachodzie płyną teraz krokodyle łzy...Burdel został opróżniony, sprzątanie trwa. Tylko rajfurzy mogą czuć smutek z tego powodu..." Bajeczna bujda, pomyślałem i ...odruchowo zacząłem szukać podpisu wujka pod tekstem. Ale nie..widniał tam podpis innego retuszera i kłamcy, niejakiego P.O.Engquista, który w tak bezczelny sposób relacjonował przejęcie władzy przez zbrodniczego generała Pinocheta w Chile. Wujek korygował i tylko poprawiał błędy natury. Mogło to być, co najwyżej śmieszne i żenujące, ale nie zmieniało biegu historii i groźnym dla niej było. Przecież wszyscy lubimy coś tam poprawić w naszej rzeczywistości i jest to jedno z naszych najulubieńszych zajęć.
Chilijscy "wujkowie" z wujkiem Pinochetem na czele, także chcieli popoprawiać rzeczywistość, a niejaki P.O.Engquista, kłamca i dziennikarski hochsztapler raił sobie, iż poprzez swoje idiotyzmy poprawi nasze polityczne przekonania. "Burdel został opróżniony, sprzątanie trwa" - pisał ten zakłamany skurwiel. Przecież w najstraszliwszy sposób "wysprzątano" bez mała jedną piątą narodu chilijskiego, a w tym prawie wszystkich zwolenników prezydenta Salvadora Allende. Jestem głęboko przekonany, że "wysprzątani" mają teraz parę zastrzeżeń, co do obrazka autorstwa Engquista i na pewno nie chcieliby go kupić, nawet za najtańsze pieniądze. Ale, o zgrozo, żywi kupowali. Kupowali ten zlepek informacji, poplamiony krwią zakatowanych i niewinnych ludzi. Kupowało ten retuszowany absurd Engquista miliony ludzi na całym świecie. I będą kupować zawsze, jak wczoraj, jak dzisiaj, jak kupią też i jutro.
A kolejnych retuszerów rzeczywistości pokroju P.O.Engquista historia sama znajdzie.
Uwielbiamy wszak obrazki o wymowie historycznej, schlebiające optymistycznym wyobrażeniom o nas samych, o każdym z osobna jakby mniej, ale o nas, jako gatunku - zawsze. Obrazki wujka, "chluby biznesowej rodzinki Jodłowskich" oraz ich twórcy, "Pana Profesora Przedwojennego Gimnazjum" co to zaparł się łaciny, były jak to już pisałem, bujdą na gigantycznych resorach. Ale przecież, jeżeli dogłębnie przeanalizować historię, okazuje się, że wszystko to, co z takim pietyzmem i zamiłowaniem wierzyliśmy, stawiając brązowe cokoły i złote bramy herosom historii, było identyczną bujdą na jeszcze większych resorach.
Kiedy, czy to z przypadku, czy tknięci przeczuciem, zaczynamy zdrapywać retusz z przedstawianych nam obrazów, ku naszemu zaskoczeniu odkrywamy, że nasza historyczna rzeczywistość jest zakłamana, brudna i zafałszowana. Nie ma w niej ani jednej idei, faktu, które nie zostałyby poprawione, podbarwione, a brzydkie rysy podretuszowane lub bezczelnie spreparowane.
Mój kontrowersyjny wujaszek ze swoim pomagierem, oraz kłamliwi pismacy pokroju P.O.Engquista, są tylko maleńkimi ogniwami w długim łańcuchu "retuszerów" od operacji plastycznych, beztrosko i bezmyślnie dokonywanych na historii gatunku dwunożnych.
Istnieli od zawsze jak długa historia gatunku i zawsze "bezinteresownie" upiększali jej konterfekt. Nawet Ewangelie, dzieła wileu bezimiennych religijnych kłamców, są zlepkiem słów wciśniętych w apostolskie. imiona. "Retuszerzy" Ewangelii byli niewiarygodnie zdolni i nie mniej bezczelni. Wiedzieli lepiej od Boga, czym go zadowolić, co mu przykre, a co mile, bez wahania rozstrzygali, kiedy błądzimy, a kiedy jesteśmy bogobojnymi barankami. Jeszcze i dzisiaj próbują pouczać, jak mamy się bzykać i jakie to stanowisko zajmuje pan bozia w sprawie prezerwatyw i aborcji.
Lista retuszerów Kościoła jest imponująca. Ale największym ich "osiągnięciem" i szczytem tupetu było przeobrażenie człowieka, jaki by on był, albo mógł być, człowieka o masochistycznych zamiłowaniach, w syna boga miłosiernego i dobrego, co wykorzystując swoje zamiłowanie do masochizmemu, umyślił sobie ratować rodzaj ludzki od wiecznego potępienia. A owi uratowani bliźni, w nagrodę za samobójstwo okrzyknęli go Zbawicielem. I dalej byli, jakimi byli. Czyż to nie szczyt serwilizmu, głupoty i cwaniactwa ? A kilka kartek dalej, rozpisywali się szeroko nad brakiem akceptacji i potępieniu samobójców przez tegoż samego boga. I tu mamy kolejny szczyt - tym razem obłudy.
Tak...tak...prowincjonalnego małego, okrutnego i nieczułego pasterskiego bożka, co wirtualnie lał w dupę śmierdzących półpustynnym burasów, wypasających mądrzejsze od siebie barany, wykreować na potęgę, co starła z powierzchni ziemi całe państwa i spaliła na stosie kilka milionów istnień ludzkich - tak, zaiste przyznać muszę, faceci od retuszu Ewangelii byli nie tylko bezczelni, ale i genialni.
Każda epoka, każda ideologia ma swoich "retuszerów" i to oni, z własnej woli lub na zamówienie zwycięzców, piszą poprawiona historię. W taki oto sposób pospolite zbrodnie zyskują miano "konieczności dziejowych", wycinanie w pień całych narodów nazywane jest heroicznymi bitwami, zwykła napaść staje się uzasadnioną aneksją, ludobójstwo sprzątaniem burdelu, a gwałt i okrucieństwo, skutkiem ubocznym dziejowych przemian. Czytając rzymskie kroniki podbojów, można by uwierzyć, że na tarczach Naddunajskich Legii wypisane były hasła pokoju i przyjaźni.
Aż dziw bierze, że barbarzyńcy nie mogli tego zrozumieć...
Niestety, rzezie w Koloseum nie umarły wraz z Cesarstwem, a my nowożytni, nigdy tak naprawdę nie wyszliśmy z amfiteatru. Czy różnimy się czymś od starożytnych ? Tak i to bardzo. Oni nie ukrywali radości z widoku storturowanych i zakrwawionych ciał, a my nigdy się do tego nie przyznajemy. I w tym tkwi nasz problem. Problem uwierania sumienia w przyciasnym mózgu i związanej z tym konieczności retuszu.
Zwyciężcy nie powinni pisać historii, ale to właśnie oni ją piszą i tak napisana będzie zawsze wierutnym kłamstwem. Dlatego także i dlatego nigdy nie zabraknie różnej maści Engquistów, którzy za trzydzieści srebrników z różnych Pinochetów, Pol Potów, Idi Aminów, Hitlerów, Stalinów czy Mao Tse- tungów, całą tą hałastrę syfilityków, wariatów, zboczeńców, maniaków, ludzi psychicznie chorych, będą przedstawiali jako heroicznych sprzątaczy rzeczywistości i zbawców ludzkości. A my uwierzymy. Uwierzymy im jak zwykle.
***
Jednym z najgorliwszych retuszerów w relatywnie niedalekiej naszej przeszłości, był niejaki Władimir Ilicz Ulianów, bardziej znany pod pseudonimem W.ILenin. Zmarł (dopiero na nieszczęście nasze) 24 lutego 1924 roku. Jako oficjalną przyczyną zgonu podano "sklerozę mózgu, spowodowaną nadmierną aktywnością intelektualną".
To był dopiero majstersztyk retuszu rzeczywistości. Można od tego dostać kolk wątrobowej, albo co gorsza, pogubić protezy zębowe ze śmiechu.
Ale świat przełknął kłamstwo gładko, a kolejne wydania encyklopedyczne powtarzały to "medyczne rozpoznanie przyczyny zgonu" jak żółtoczuba durnowata kakadu. Wersja tejże bajki obowiązującą była przez prawie siedemdziesiąt pięć lat. Niedawno dopiero przyznano, iż wielki rosyjski retuszer rzeczywistości z ambicjami uzdrowiciela narodów, zmarł w wyniku choroby wenerycznej, której nabawił się w roku 1902 w Paryżu. Ale do dzisiaj niewielu wie, za wyjątkiem historyków owego okresu,iż szanowny wodzuś burdy bolszwickiej nie był żadnym bohaterem rewolty bolszewików ani też, jedynym jej twórcą - jak to kazano wierzyć ludziom przez ponad 100 lat. Był bowiem bezwolnym narzędziem w ręku niemieckiego feldmarszałka Ludendorffa. Zimą 1916 r. Ludendorff bez trudu pokrzyżował niepewną próbę przerwania wojny podjętą przez Wilhelma II. Nie było to trudne, ponieważ cesarz nie oferował żadnych niemieckich ustępstw. Zamiast wstydliwego pokoju Ludendorff spróbował wygrać wojnę na wschodzie. Chciał utworzyć między Rosją a Niemcami pas zależnych od Niemiec państw, a potem rozsadzić wyczerpaną walkami w lecie 1916 r. Rosję od środka. Jego tajną bronią był Lenin. W marcu 1917 r., po obaleniu caratu w Rosji, Lenin przerzucony został z neutralnej Szwajcarii do Szwecji w zaplombowanym wagonie. Czas naglił. Rosja musiałaby wycofać się z wojny, zanim Amerykanie zdążyliby wylądować w Europie. I tylko dlatego Lenin dotarł cały i bezpieczniew do Rosji.
Ten rok - 1902 - był wogóle rokiem ciekawych wydarzeń. W nim właśnie przyznano pierwsze Nagrody Nobla, Marconi wynalazł aparat radiowy, Colette wydała właśnie "Klaudynę w szkole", wojna burska właśnie się zakończyła, Chorwaci i Serbowie bili się po mordach tak samo jak dzisiaj, można było wybrać się na premierową galę "Nieśmiertelnego Kasza" Rimskiego-Korsakowa, secesja kwitła, a dziewczyny jak to one, chodziły w uroczych kapeluszach.
Sporo ciekawych rzeczy działo się w tym 1902 roku, ale Lenin wybrał się do burdelu, zapewne po to, aby osobiście zbadać miejsce pracy ukochanego proletariatu. Badał dokładnie i bez prezerwatywy i chwała mu za odwagę, bo większość jego kolesiów od zbawiania ludu pracującego, na co dzień wolała nie mieć z nim nic wspólnego. No, może za wyjątkiem starego satyra Marksa (nie mylić z braćmi Marx). Ale o tym obłudniku, arcyretuszerze i "poprawiaczu rzeczywistości", opowiem w części trzeciej tejże opowieści, bo wymaga to szczególnej uwagi ze względu na jego prawdziwe oblicze.
Zaznaczę w tym miejscu w wielkim skrócie telegraficznym, iż niechlujny hochsztapler Marks studia nad badaniem warunków pracy proletariatu odbywał w warunkach, hmmm... dosyć bezpiecznych, a jego bolszewickiego kumpla od nicowania rzeczywistości Lenina, zgubił brak burżujskiej ostrożności. Francuski "Paris-Match" zamieścił bodaj trzy lata temu zdjęcie tego bożyszcza rewolty bolszewickiej z ostatnich miesięcy jego smrodliwego żywota. Zdjęcia przedstawiają szaleńca w ostatnim stadium zżerającej go choroby wenerycznej. Tak więc nie skleroza mózgu, spowodowana "nadmierną aktywnością intelektualną"' i nie kule bohaterskiej Fanny Kaplan skróciły życie szalonego bolszewika, a zwyczajny syfilis, prozaiczny syf.
I niech nikt mi nie mówi, że to nieistotne na co umarł Lenin. To jest niezmiernie ważne, bo od takich zasyfionych "herosów", wprost roi się w naszej zafałszowanej Historii, którą wszyscy podziwiamy i czcimy, bo nie znamy jej prawdziwego oblicza. Jest w tym też pewna symbolika - twórca jednej z najbardziej zbrodniczych ideologii ubiegłego stulecia, pieprznął w kalendarz zżarty przez syfilisa.
Moja robaczywa, skorpionowska wyobraźnia podsuwa mi teraz oto konterfekt wodzunia rewolty bolszewickiej z 1902 roku. Widzę bródkę starego capa, lubieżne ślepka, zaślinioną mordę z pożądania, obnażone cielsko i sterczącego ruskiego penisa, z celownikiem wymierzonym w podbrzusze jakieś córy Koryntu, leżącej w pozie z aktów Bruno Braquehaisa. Wyobraźnia podsuwa mi także landszafcik maleńkiego zarazka syfa, zacierającego łapki z radości, że trafił mu się penis, co tak bardzo zamąci w Historii Świata. Rozumiem go doskonale, chociaż nie stanowi to wyjątku, bo większość podretuszowanych "bohaterów" Historii była dokumentnie i solidnie zasyfiona, to jednak nie zdarza się aż taka gratka codziennie. Miał więc maleńki syfek powód do dziejowej radości? A miał, miał i wcale się temu nie dziwię. Dlatego rok 1902 powinien być ustanowiony przez Historię Rokiem Łaskawego Syfilisa i być obchodzonym bardziej hucznie, niż rocznica Rewolucji Francuskiej.
Ze szczególnym i aktywnym udziałem gości honorowych - Cór Koryntu, ma się rozumieć.
Powiecie, że mam obsceniczną wyobraźnię? Jestem wulgarny ? Coś wam powiem...bzdura. Wszystkich tych wodzusiów wszelakich burd dziejowych, należy portretować nagich, z krzywymi, chudymi owłosionymi giczałami, śmiesznych ze sterczącym penisem, będącym ich znakami rozpoznawczymi, ochoczo biegnących na spotkanie małego uśmiechniętego syfilisa.
Byłoby wtedy znacznie mniej w naszej Historii zasyfionych herosów, bogów, najróżniejszego autoramentu wodzusiów, ale za to sporo zdrowej radochy.
A nasza Historia - nawet jeśli trafiłyby się nienajpiękniejsze w niej rysy - przypominałaby jednak samą siebie, tak jak na to zasługuje. A my moglibyśmy wówczas z czystym sumieniem powiedzieć: "Historia - to zbiór wydarzeń, które nie musiały się zdarzyć. Ale były prawdziwe..." Ot, co..
***
|