Część 25

Motto: "Biblia mówi abyśmy kochali sąsiadów oraz naszych wrogów prawdopodobnie dlatego, że to przeważnie ci sami ludzie.

   

 Na nasze Życie składają się także wątpliwości. Są jego nieodłącznym elementem. Wolter ( Voltaire (Wolter, właśc. François-Marie Arouet, ur. 21 listopada 1694 w Paryżu, zm. 30 maja 1778 w Paryżu) mawiał cytuję: "Rzeczą roztropną jest wątpić". I racja. Nieraz już dzięki wątpliwościom ratowałem własną "skórę", nie pozwoliłem siebie krzywdzić. U mnie - to taki nawyk uzbrojony w noezę, wyniesiony z dzieciństwa, o czym zresztą pisałem w jednej z moich książek.
Wszak nie jest rzeczą możliwą, aby nikt nie miewał tak oczywistego ludzkiego odczucia, jak "Wątpliwość" nawet przy swoim konformizmie. Jest swoistą energią twórczą - "elan vital" wg teorii Bergsona, która nadaje życiu dynamizmu, popycha do rozwoju, jest motorem postępu.
Podejrzewam, że tylko krowa nie ma wątpliwości, widząc rzeźnika z nożem w zakrwawionym ręku. Każdy, co najmniej kilka razy dziennie używa krytycznego umysłu do analizowania spraw - nawet tych najbardziej banalnych. Możemy, na przykład zakładać na zasadzie afiliacji, iż nasza ulubiona kawa w ulubionej kawiarni, będzie tak samo smakowała, jak codziennie - podana apetycznie, pachnąca tropikalną brazylijską nocą, oczywiści bez mleczka i innych udziwnionych dodatków. Wystarczy jednak, aby kubek nie był porcelanowy (dopuszczam porcelitowy, tylko gruby!!), nie był gorący, a moje podejrzenia przywołują wątpliwości, co do jakości zamówienia, do tego stopnia, że rezygnuję - o zgrozo - z wypicia południowej kawy.(bez mleczka, rzecz oczywista).
***
Innym razem oglądamy film polecany przez kolegę, który okazuje się w naszej percepcji, iż znacznie odbiega od ideału i zaczynamy się zastanawiać, czy wydane 15 polskich złotych, nie można by lepiej spożytkować na inne cele, chociażby na wypicie kawy, ale już w innym przybytku "kawowych uciech."
Przypuśćmy teraz, że ten sam kolega przedstawia nam jakąś historię, która wydaje się być ordynarną plotką (a która nie jest ordynarna?). Jednak z uwagi na nasze relacje prywatne lub służbowe, (sympatia, zależność służbowa itp.) nie zdobywamy się na uwidoczniony sceptycyzm, przy czym, nawiasem mówiąc, z daleka "zalatuje" tu
serwilizmem. Bardzo często, nawet dla tzw. świętego spokoju, dajemy mu wiarę, choć to nie jest całkiem "w porządku" w stosunku choćby do samego siebie. Więc szybko o całej historii zapominamy, traktując plotkę, jako zbędny balast dla mózgu. Dlaczego? Ano, dlatego, ponieważ nasze zabiegane "sprawy" nie sprzyjają bezprzedmiotowym refleksjom, zwłaszcza, co do przypadków, w których sami nie uczestniczymy. Jeżeli wspomniana powyżej kawa okaże się rzeczywiście niezgodna z moim jej zobrazowaniem, to konsekwencją tego będzie zbesztanie kelnera lub właściciela lokalu. Obejrzany w kinie film, na którym wynudziliśmy się jak humorzasty mops, też pozostawi w nas poczuciu estetycznego niedopełnienia i więcej nie uwierzymy koledze w jego znajomość z X Muzą. A cały problem okazuje się, polega na braku naszej obecności przy budowie aksjomatów, przy konstruowaniu faktów rozgrywających się gdzieś tam, przed kimś tam, kiedyś tam..
***
Często skazywani jesteśmy w życiu codziennym na ostracyzm środowiska. Jednak dziwnym trybem, nie odnosi się on do bardziej złożonych sytuacji, kiedy sygnalizujemy swoje wątpliwości w sposób ostensywny. Ale tam, gdzie istnieje konieczność włączenia czerwonej lampki - my, co najwyżej zapalamy w sobie ostrzegawczą, biernie dając wiarę niejednej bredni z pogranicza oksymoronów. Dla przysłowiowego "świętego spokoju" i swojej fiksacji myślimy - dobrze, może to niekoniecznie jest prawda, może ta historia jest w wielu miejscach konfabulacją, ale czy nie uczono nas, aby słuchać autorytetów, jako aksjomatów, nie wychylać się z własnymi poglądami, nie "wymądrzać" się, nie wyrażać werbalnie wątpliwości, nie narażać się na społeczne "auto da f ě", wierząc na wszelki wypadek w swoiście pojętą heglowską fenomenologia ducha.
***
Największe jednak wątpliwości mamy (a przynajmniej ja mam), kiedy są to wątpliwości natury religijnej. Niejeden z moich Czytelników (tudzież Czytelniczek) bez oporu, na wiarę, przyjmuje aksjologicznie boskość Jezusa z Nazaretu - jego "cudowne" przyjście na świat, szlachetne życie, męczeńską śmierć, (co akurat jest historyczną prawdą w kwestii śmierci) i wreszcie zmartwychwstanie, co w/g nauki Kościoła Katolickiego jest dogmatem, a który należy włożyć między bajki. Ale katolicy przyjmują to za pewnik, jako rzecz oczywistą i bezdyskusyjną, jako naukę wiary zawartą w tzw. Objawieniu. Sobór Nicejski (325 r.) - pierwsze po Soborze Jerozolimskim (ok. 49 r.) w historii chrześcijaństwa zgromadzenie, formułował dogmaty wiary wiążące dla wszystkich chrześcijan. W katolicyzmie normatywność dogmatów bierze się z tego, iż są wyrazem nauczycielskiej misji Kościoła (tzw.Magisterium), nadanej mu przez samego Chrystusa. Treścią dogmatów z definicji, są twierdzenia Objawienia Bożego, które zostały ściśle zawarte w Piśmie Świętym i w Tradycji apostolskiej, zawierającej pierwiastki apologii, jako wcale nie przypadkowy i samozachowawczy.
***
Śmiem twierdzić, iż 90 % katolików nie przemyślało sprawy, nie zadało sobie trudu zadania podstawowych pytań, choćby najprostszych - jak to w ogóle możliwe, by jakikolwiek organizm żywy na wysokim szczeblu rozwoju (a szczególnie Homo Sapiens) powstał bez udziału czynników biologicznych, w tym przypadku z pominięciem zapłodnienia lansując partogenezę, w postaci hasła: "Niech się stanie!" stosując hipostazę. Pytanie brzmi - dlaczego Bóg nie ulepił sobie córki? Dlaczego przy ponoć nieskończonym miłosierdziu okazał się w istocie rzeczy krwawym barbarzyńcą wszechczasów? Dlaczego Maryja - matka Jezusa - nawiedzana, jak chce Kościół, przez zastępy aniołów, nie potrafiła zrozumieć swojego syna i tak naprawdę miała go za nienormalnego?

Oczywiście, pytań połączonych z wątpliwościami są setki, jeśli nie tysiące. Rzecz w tym, że Szanownych Czytelników i Czytelniczek - katolików, po prostu wtedy nie było. Były za to zdarzenia, które paru radykalnych zelotów z grupy rewolucyjnej niejakiego Joszuy przekazało dalej, w następne pokolenia, a w wiele, wiele lat później, ktoś to spisał opierając się o fabulację, odpowiednio ubarwił, wyretuszował zgodnie z zasadami ówczesnego marketingu i nieźle na tym zarobił. Bo nic tak się nie sprzedaje, jak bajeczki o dobrych królach, pięknych księżniczkach i pokonanych smokach, zapominając, że bajki także mogą być krwawe - np. zabójstwo smoka, gdzie nikt mu życia nie dawał, a wszyscy chcą go w bajkach uśmiercać.
Bardziej dajemy wiarę temu, czego bezpośrednio nie przeżyliśmy, zwłaszcza, gdy to "coś" dotyczy bardziej intymnych spraw naszego ducha, jako archetyp w/g Carla Gustava Junga. W każdym z nas, z nastaniem nowego dnia budzą się takie czy inne wątpliwości.
Wielu naszych rodaków nie legitymując się wątpliwościami nie ma pracy (dzięki "mądrości" rodzimych szczekaczy, nazywających siebie bezczelnie "politykami") żyje na granicy biedy, czuje się zagubionych, porzuconych, więc kurczowo trzyma się obietnicy i nadziei głoszonej przez kościelnych monopolistów o czekającym ich Raju, jako zadośćuczynienie, o obcowaniu ze świętymi, o nieskończonym miłosierdziu dobrotliwego boga, o spotkaniu z najbliższymi, którzy opuścili swoje ciała, dając przy tym wiarę lansowanemu przez Kościół Katolicki manicheizmowi..
***
Włączajmy czerwoną lampkę częściej, przyznawajmy odważnie, że nie do końca zgadzamy się z głoszonymi "prawdami" z antropomorfizacją włącznie, stawajmy się mądrzejszymi ludźmi, potrafiącymi hodowanej tradycji "bezrozumu" powiedzieć kategoryczne "Nie!". Nawet za cenę traconych złudzeń i nadziei.. Jeżeli użyję racjonalnie mojego mózgu w chwili zagrożenia, da mi to większe szanse na sukces, niż bezmyślne zdawanie się na przypadek - i każdy, kto rozsądny, przyzna mi tu rację. Jeżeli tego samego mózgu użyję do wysnuwania wątpliwości, także, co do rzeczy i zjawisk, których nie doświadczam bezpośrednio, zapewne uchroni mnie to przed łatwowiernością i utratę intelektualnej samodzielności.
***
Lubię używać swojego mózgu do rozsupływania codziennych wątpliwości. Nie mam, jako jednostka i zwolennik racjonalnego myślenia rzecz oczywista, monopolu na czysty racjonalizm. Jednakowoż usilnie zalecam częste korzystanie ze sceptycznego rozumowania, nie tylko w chwilach, kiedy na naszym stoliku w kawiarni, pojawi się letnia kawa.. Bowiem, brak racjonalnego myślenia, brak wątpliwości robi z ludzi zadowoloną masę, w której nie ma miejsca na dyskusję, argumenty, protesty, odrębne zdania. Przecież, aby rozumnie dyskutować - trzeba najpierw mieć wątpliwość, potem oceniać i myśleć. Nie, nie proszę byśmy byli niegrzeczni, złośliwi, nieuprzejmi opierając się o dadaizm w swojej argumentacji. To nie tak!
Proszę tylko o to, kiedy będziemy mieli do wyboru między racjonalizmem, a narzucaną "poprawnością"- wybierajmy to pierwsze. W zgodzie ze swym sercem, sumieniem, rozumem i wiedzą.

Parafrazując Kartezjusza "Cogito ergo sum", powiem - Wątpię, więc jestem.
Ot, co...