Od wczesnej młodości bardzo lubię smak i zapach czosnku, ale nie jestem z "tych czosnkowych". Konsumuję więc go jak mawiał moj nieżyjący już dobry zanjomy, może nie kilogramami, ale dużo i chętnie, szczególnie do kolacji, kiedy to nie muszę obawiać się, iż komunikacji miejskiej zatruję atmosferę i tak już ciężką jak ruski słynny czołg T34, co ponoć sam wygrał II wojnę światową.
Nie przypominam sobie natomiast, by w mojej rodzinie to starożytne warzywo było jakoś szczególnie preferowane, zbyt często lub obficie dodawane do potraw. Wynika, więc z tego, iż ów specyficzny gust kulinarny odziedziczyłem po wcześniejszych, nieznanych mi protoplastach, albo też ukształtował się on we mnie samoistnie.
Bliscy mi ludzie, albo mnie z sympatii oszukują, albo przez lata mój organizm tak przywykł, że przetwarzam czosnek jakby bezzapachowo. Czasem jednak zdarza mi się przesadzić z jego konsumpcją, szczególnie po paru piwkach, a wówczas i sam czuję otaczającą mnie charakterystyczną aurę, taką, że aż komary uciekają w promieniu ładnych paru metrów ode mnie. Tak właśnie było, gdy w pewien słoneczny i radosny poranek wybrałem się na codzienny spacer z psem a raczej co bliższe prawdy - "piesową", co nosi dźwięczne imię Seli.
Przyjaźnie i optymistycznie nastawiony do świata i ludzi, rześko i głośno powiedziałem- "dzień dobry"- starszej pani, którą często widuję w rannych godzinach, raźno dokądś drepczącą w odświętno-kośielnym stroju, uhonorowanym zgrabnie wydzierganym z moheru berecikiem z obowiązkowo sterczącą wełnianą "antenką".
Pani obrzuciła mnie karcącym jak żmijka spojrzeniem, chyba, dlatego, bo uważała zapewne, iż miast włóczyć się bezproduktywnie z psem, powinienem chodzić tam gdzie ona, więc zapytała: "pochwalony, a cóż to tak od pana dziś karbidem zalatuje, czy pan to czasem nie z tych czosnkowych?".
UUUPS! I znowu się zakałapućkałem.
O cóż szacownej damie może chodzić? Czosnkiem ode mnie, co prawda czuć raczej intensywnie, zgodnie nie zaprzeczam, ale co za diabeł ów czosnkowy?
Siwych włosów mam już sporo, że nie wspomnę o powiększającej się z roku na rok łysinie, więc może coś mi sugeruje, parafrazując Kochanowskiego - "czosnek ma głowę białą, a ogon zielony", albo w jakoweś okultystyczne gusła popadła i jak każda czarownica od czosnku ucieka. Obecnie nie stosuje się już osikowych palików.. A szkoda.
Jako biegły w demonologii amatorski antropolog kultury, wytężyłem wzrok, szukając charakterystycznych kłów, jednak państwowe uzębienie nie znamionowało wampirzycy. Wiedziony złym przeczuciem zasłoniłem jednak instynktownie szyję, bo kto to tam wie, co w dzisiejszych czasach może się zdarzyć. Co prawda nie wierzę w hrabiego Drakulę, ale kto tam go wie? Możliwe, że przyplątał się do Polski z jakąś rozbrykaną wycieczką na dopalaczach?
Zamarłem zahipnotyzowany i dopiero pies wybawił mnie z opresji, szarpiąc smyczą w stronę wybiegającego z za rogu, tfu, na psa urok, czarnego dachowca. Chociaż, przyznam uczciwie, że nie mam nic osobiście do kotów i nawet je lubię.
W domu, uporczywie dręczony wątpliwościami o sens zadanego mi pytania, siadłem do komputera, nie bez kolejnej awantury inicjowanej jak zwykle przez towarzyszkę życia (cholera), by poszukać jakowychś wskazówek i wyjaśnień w rzeczonej materii.
Na wpisane do przeglądarki hasło "czosnek" Google wyszukał ogromną liczbę linków do stron opisujących szczegółowo genezę, odmiany i zalety tego sympatycznego zresztą warzywa. "Czosnkowy" - spowodowało lawinę przepisów na aromatyczne sosy i kremy we wszelkich możliwych kombinacjach.
Co jest, jasny gwint, pomyślałem trzeźwo? - Kobiecie chyba nie o to chodziło - komiwojażer sosów nie chadzałby z psem, tylko z walizką grubą jak jego chęć zarobkowania.
W końcu gdzieś tak po 70 stronach znalazłem link do pewnego forum, na którym pełen kultury dyskutant, znakomicie oczytany w "Erystyce" Schopenhauera, nazwał adwersarza "czosnkowym", sugerując jego żydowską narodowość, tudzież pochodzenie.
Bingo, olśniło mnie, więc o to tu biega.
No tak, włosy kiedyś miałem prawie czarne, oczy takie mam dotąd, nie chadzam tam, gdzie ta pani zaiwania porankami, więc ani chybi haczykowatego nosa pozbyłem się zapewne dzięki ciężko opłaconej operacji plastycznej a czosnkiem zalatuję - wypisz, wymaluj - Żyd, jakim pewna radiostacja po całych dniach straszy Polaków, jakby nie było ciekawszych i sensowniejszych tematów.
Do Żydów nic osobiście nie mam, nawet ich lubię, bo raz, że mi nic złego nie zrobili, a dwa, iż wszyscy, którzy się do pochodzenia żydowskiego przyznają, a ja ich akurat znam, są to bardzo przyzwoici i przyjaźnie nastawieni do nas Polaków ludzie. Uważam ich za genialną rasę, bardzo pracowitą, zadawalającą się okruchami i żyjącą bardzo oszczędnie. Nieznane jest wśród nich sarmackie pojęcie "zastaw się, a postaw się." No, chyba, że akurat któryś zachorował na schizofrenię. Co i tak wydaje niemożliwym, bowiem rada familijna bywa bardzo czujna.
Po głębszym zastanowieniu, doszedłem nawet do wniosku, że chciałbym być Żydem, w końcu to naród wybrany i Bogu niezwykle miły. Może, dlatego, że skutecznie arabom, tym burasom "kota popędzają".
A jak wiadomo, każda bozia jest niezwykle łasa na dochody i ziemie, szczególnie cudze. Potrafi także być okrutna przymykając za odpowiednią mamonę oczy na łajdaków wszelkiej maści i ich wyczyny. Wszyscy pamiętamy z literatury (na szczęście) obozy śmierci i papieża Piusa XII błogosławiącego hordy zbrodniarzy prące na wschód i ich morderstwa niewinnych ludzi, wierzących w jego dobroć i miłosierdzie. No i co?? Przeliczyli się ludziska. Dalej nie będę przytaczał kolejnych przykładów "miłosierdzia bożego", bo mnie przysłowiowy szlag trafi. Piusowi XII zarzuca się, że nie potępił oficjalnie prześladowania Żydów w czasie II wojny światowej, a jego dążenie do wzmocnienia pozycji Kościoła katolickiego sprawiły, że szedł na kompromisy z nazistami. Jego osoba budzi skrajne emocje. Jedni chcą go wynieść na ołtarze, inni uważają, że to byłby największy skandal w historii Kościoła ostatnich stu lat. Wielu historyków określa go wręcz mianem "papieża Hitlera". Według dziennikarza Bernarda Lecomte'a (autora książki "Tajemnice Watykanu") zła sława Piusa XII jest wynikiem wypaczenia wizerunku, do jakiego doprowadziła sztuka Rolfa Hochhutha "Namiestnik" z 1963 roku. Utwór dowodzi, że u podstaw papieskiej obojętności wobec zagłady Żydów leżały jego nazistowskie sympatie. Sztuka będąca w dużej części fikcją literacką zmieniła radykalnie nastawienie do Piusa).
Na ludzką głupotę, brak wyobraźni i brak krytycyzmu u ludzi..nie ma lekarstwa. Podobno wszechświat i głupota ludzka są nieograniczone. Co do tego drugiego nie ma wątpliwości, mawiał A. Einstein
A wracając do tematu - czując się teoretycznie oczywiście Żydem mógłbym być określany jeszcze gorzej, a tego szczególnie nie lubię. Mam serdecznie dosyć "barwnych" określeń mojej skromnej osoby w dzieciństwie a i później w wieku adolescencji.
Myśl, co robić, by nie rezygnując z konsumpcji czosnku, nie podpadać nadal starszej " moherowej "pani, nie dawała mi spokoju, a przecież jestem spokojnego usposobienia i żaden tam "wyrywny" (oczywiście do czasu), więc wpisałem w wyszukiwarkę "Polak" i znowu bingo.
Znalazłem niezapomnianego Mariana Załuckiego, który dawnymi laty te słowa napisał:, "Bo gdy ktoś, prawda, alkoholik, to wiem, że POLAK i katolik."
Więc wystarczy, że co rano wypiję sobie piwko, no, może tylko dwa, chuch mi się nieco zmieni na obowiązujący, prawomyślny.
I nie szkodzi, że wykończy mnie marskość wątroby, ale starsza dama będzie ukontentowana. A do mojej cukrzycy nic jej do tego.
Bowiem, jak już pewien niesławny polityk stwierdził, nieważne, czy Polska bogata, czy biedna, ważne, że katolicka.
I tace ofiarne, co niedziela przez to pełne.
Więc na razie, do później, bo wyskakuję znowu na piwko, najwyżej dwa.
Albo trzy, jeżeli przyjdzie kolega - katolik.
Wtedy Czas mija szybko (Tempus fugit)
Ot, co. |