Część 16

Motto: (Mężczyzn można analizować, kobiety tylko podziwiać) (Oscar Wilde)

   Dzień Dobry Księżniczko....mam chwilę czasu, więc pomyślałem, iż koniecznie należy napisać do Ciebie Pani, przekazując kilka myśli takich bardziej, nazwałbym, aby przybliżyć je do prawdy - "poluzowanych". Ooooo.. to chyba właściwe słowo, adekwatne do treści poniższych, myśli zebranych naprędce inkaustem komputerowym. Wyobrażam sobie Twoje samopoczucie; Przyjechalli letnicy, cieszą się słońcem, urlopem nad morzem, dziećmi, żonami, mężami - takimi małymi radościami letniej kanikuły. Dni mijają szybko, wczasy się kończą i czas wracać do codzienności z jej pospolitością i kłopotami. Ty pozostajesz samotna z własnymi myślami w odcieniu pejoratywnym. Wiem, pamiętam - lubisz ludzi, lubisz ruch wokół siebie, nienawidzisz stagnacji. Czasem zazdroszczę tym wszystkim misiaczkom tej ich beztroski, radości wykradanych jakby przypadkiem linearnemu Czasowi. Ostatnie promienie lata, ostatnie letnie westchnienia. Pozostaje kilka pamiątkowych zdjęć, sztucznych uśmiechów, wyidealizowane wspomnienia, garść iluzji w nachodzących jesiennych dniach, i nostalgia za tym, czego nie było. Nadzieje poukładane w rulon, jeden skrywany zazdrośnie obraz, czyjeś pokaleczone marzenie, zasuszone białe jaśminy - protezy wzajemnych zapewnień i niespełnionych obietnic. Czy tylko tyle pozostaje po beztroskim, szalonym lecie? Tak niewiele?!
Gdybym mógł i miał władzę nad duszami ludzkimi, nad "metaczasem", lub tylko byłbym bajkowym czarnoksiężnikiem z baśni Braci Grimm - wyczarowałbym więcej niż trochę tej Radości i Beztroski. I gdybym był tym czarnoksiężnikiem - zarządziłbym Czasem w taki sposób, abyś także i Ty zgubiła pantofelek, powiedzmy na plaży w Sarbinowie czy innym Mielnie (bo mamy juz XXI więc musiałoby być nowocześnie).
I wiesz, co teraz powiem?
Wierzę, iż znalazłby się jakiś niezły w charakterze książę jeżdżący Volvo klasy "S 80" a może powróciłby do Ciebie z innego wymiaru czasoprzestrzeni ktoś inny, ktoś wciąż obecny w pamięci (bo to inna bajka) i nałożył na stopę pantofelek, zagubiony w białym od słońca i morskiej wody piasku plaży. A dalej...no, cóż....musiałyby powrócić dni szczęśliwe i pełne słońca. Bo nie może być inaczej..bajka nie bajka, ale Zło musi odejść. Nie jestem czarnoksiężnikiem, nie jestem też księciem z bajki. Jestem tylko małym misiem, nie mam nic oprócz siebie i kilkanaście gramów wyobraźni utkanej z waty. A to zbyt mało, aby wpraszać się w Twoje marzenia. Więc nie mam wyboru i pozostanę przy swoich, takich malutkich, przenicowanych dla małych pluszowych misiów. Bo wiedz, że misie, choć mało kto o tym wie (z wyjątkiem Braci Grimm) - mają także swoje misiowe pluszowe malutkie marzenia. Nie jestem też poezją. Ale to jej dziękuje za to, że poznalem smak miłości. Dotknęła serce miękką ręką piękna. Piszę w modlitwie. Jestem nikim. Jeśli moja poezja trafi bodaj do jednego tylko serca, warto pisać i warto ją kochać. Ja, żebrak w przebraniu księcia, w poezji szukam miłości. Ona i mnie jak Ty Księzniczko, duszę zabrała.
***
Świat sam w sobie nie jest aż tak podły i ponury, choć często jego brat Los, złośliwie doświadcza i nie wiem dlaczego, ale doświadcza zawsze tych, którzy są dobrymi ludźmi, pełnymi empatii i wewnętrznego ciepła. A może to właśnie postrzegane jest przez Naturę, jako słabość jednostki a ona od zarania dziejów pozwala przeżyć tylko osobnikom najsilniejszym. A samocywilizowanie się społeczeństw, począwszy od tych zagubionychw w mrokach dziejów Ziemi aż po czasy współczesne, nie ma tu nic do rzeczy. Bowiem walka o przetrwanie gatunku wpisana jest w genotyp żywego organizmu, od bakterii po Homo sapiens recens. Innymi słowy, jest naturalną obroną Bytu żywego organizmu. Natomiast wszytsko inne jest nadbudową, sztucznym tworem, zakodowanym programem w celu przertwania za każdą cenę, czyli tzw. instynktem samozachowawczym. Sądzę, iż właśnie dlatego i w nieświadomiści powyższgo, zawsze udaje się "wymanewrować" i oszukiwać Życie tym, którzy mają mroczne dusze i złe myśli.
Czasami odnoszę wrażenie, iż nie jest dobrze ukazywać, że w rzeczy samej jest się empatycznym, pełnym wewnętrznego ciepła człowiekiem, dobrym i przyjaźnie usposobionym do wszystkiego, co żyje, rośnie, kwitnie, biega, chodzi, ryczy, prycha a nawet kwiczy.
Już dawno zrozumiałem, że nie należy ufać ludziom. Bowiem, ile razy to zrobię, tyle razy obrywam cięgi za wiarę w dobroć człowieka. Za tę właśnie wiarę w ludzi i dobroć, 2000 lat temu dobrowolnie na krzyż wszedł Człowiek, bo wierzył i ufał, bo kochał, bo w swej mądrości i empatii chciał cywilizować bandy starożytnych burasów. Czy słusznie, czy miał rację wierząc w dobroć ludzi ? Czyż zawsze za dawaną dobroć trzeba być krzywdzonym? Odpowiedzcie sobie sami we własnych sumieniach, siadając do świątecznego stołu. I gdzież tu u licha sens, bo o sprawiedliwości nawet nie wspomnę. Zresztą, od dziecka byłem krzywdzony przez innych, nie wyłączając bliskiej (podobno) rodziny. Więc to zrozumiałe, że moja noeza tak ustawiła moją psychikę, iż ta broni się na sam widok zbliżającej sę czarnej chmury lub dwunożnego wełniaka. Dlatego zasada Brudzińskiego - "Uwaga człowiek. Dziękuję, pójdę inną drogą" -  stała się dla mnie zasadą wiodącą. Dodam tu jeszcze, jako pewnym sensie formę suplementu - problemy jako takie nie istnieją. To nie wirusy. Problemy sami generujemy, jesteśmy ich autorami, taka bowiem jest przewrotna natura ludzka. Chociaż nie akceptuję ludzi, takimi jakimi oni są, dotykam Ciebie jedna Księzniczko, ciepłym spojrzeniem i wsłuchuję w mowe Twego serca. Rrozumiem, że masz jak kazdy , prawo do swojego sposobu przeźywania radości i smutku, nadziei i rozpaczy, uniesień miłości, jej odejścia, do szukania kolorów swojego świata i jego odcieni. Spójrz na zdjęcie - wyglądasz jak słońcem opromieniona....wiedz, że zawsze w nim mnie znajdziesz..
Po kolejnej w dniu dzisiejszym doświadczonej na sobie traumie, której autorem był jak zwykle ktoś uważajacy siebie za uprawnionego papierkiem, głęboko w duszę zapadł mi tekst a raczej rada Don Juana, bohatera książki Carlosa Castanedy :"Jeżeli czujesz się, że nie możesz podążać ścieżką, którą podążasz, to niezależnie od okoliczności, nie musisz na niej pozostawać. Porzucając ją, jeżeli to właśnie dyktuje ci twoje serce - nie znieważasz ani siebie, ani nikogo innego. Jednak twoja decyzja musi być wolna od strachu i ambicji. Ostrzegam cię: każdej ścieżce przyglądaj się bacznie i dokładnie. Sprawdzaj ją tyle razy, ile uważasz za konieczne. Potem zadaj sobie i tylko sobie, jedno pytanie: Czy ta ścieżka ma serce? Jeżeli tak, to ścieżka jest dobra. Jeżeli nie, to jest do niczego. Wędrowanie ścieżką serca będzie radośne: tak długo, jak będziesz nią podążał, ty i ona będziecie jednością. A ścieżka bez miłości sprawi, że zaczniesz przeklinać swoje Życie. Pierwsza cię wzmocni, druga osłabi".
Cóż tu więcej powiedzieć - wybór jest oczywisty. Dlatego wartość życia przestaję mierzyć liczbą siermiężnych dni. Mierzę liczbą chwil, które zapierają dech w piersiach. Zbieram je jak sublikacje z rozsypanego marynarskiego różańca, bo kiedyś przyjdzie czas na kogoś, kto podsumuje słowa, gesty i myśli...moje, twoje, tych, którzy mnie kochali i tych, co nienawidzili.
***
Jakoś tak się składa, że w życiu spotyka mnie więcej niedobrego niż tego dobrego. Z nieznanego mi powodu innym ludziom wszystko, lub prawie wszytko przychodzi znacznie łatwiej, jest prostsze. Często zastanawiam się, czy to nie jest przypadkiem tylko moje złe wyobrażenie i takie wewnętrzne poczucie nieuzasadnionej pretensji do wszystkich i wszystkiego, łącznie z tym, co nad nami. Ale z drugiej strony, przecież mam dziesiątki przykładów, kiedy to łapię się na tym, że komuś coś udało się bez problemu, podczas kiedy ja robiąc to samo, po prostu przegrywam. I tak w kółko. Przyzwyczaiłem się do tego, ale nie oznacza to, że jestem z tym pogodzony. Zadaję sobie też często pytanie, czy czyjaś Prawda to czynnik nadrzędny nad wszystkim, co mnie tyczy, czy raczej jestem dla niej przedmiotem a nie podmiotem. Ale przecież Prawda jako taka, nie może być wmanewrowana w konfabulacje, bo przestaje wtedy być Prawdą Rhadamanthysa. A może nie mam w stosunku do siebie wystarczająco dużo poznawczego dystansu? Bo w tej konfiguracji, to raczej przeżywam każdego dnia swój Los niż go rozumiem. Mogę długo tłumaczyć wszystko, co mnie w sposób pejoratywny dotyczy, ale sobie samemu tego nie wytłumaczę. Samoświadomość, jak mawiają filozofowie, jest nieprzekraczalnym pra-fenomenem. Jak wszyscy i ja także uwikłany jestem we własne Życie, w swoje istnienie, w którym wydaje mi się, ze modeluję Czas i Przestrzeń wokół siebie, a to one mnie modelują w/g własnych, nieznanych mi koncepcji metafizycznych. 
Nie..raczej nie miewam objawień metafizycznych, chociaż któż to wie..przecież każda własna opinia o sobie jest i zawsze będzie subiektywną. Bowiem, nie jesteśmy w stanie być obiektywni, charakteryzując siebie samych. Widząc Zło, które nas dotyka, upatrujemy podświadomie w tym działanie sił nieczystych. Wiem - odzywa się tu wychowanie katolickie, wybaczające w imieniu Boga wszystko i zwalniające od myślenia. Ja jednak używając synkretyzmu, ocierając się nieco o sowizmat twierdzę - wybaczać można niewiedzę, braku myślenia - NIGDY!
Rozmyślając o sobie i o tym, co ma wpływ na nas - a więc otoczenie, jego naciski na świadomość jednostki, podświadomość, nakazy, zakazy, własne potrzeby, konieczności, bezradność w sytuacjach ekstremalnych - w tym ujawnia się, jak mawiał Jung - proces indywidualizacji.
Ale może dość o tym, bo zaczynam być nudnym. Mniej więcej już wiesz, co ze mnie za ptaszek. Zresztą, myślę, że czytasz także moje myśli - prawda - czasem w formie dywagacji, czasem zabarwianych fabulacją, na moich stronach w Internecie. Tak, tam jestem sobą prawdziwym bez nieprzemakalnej peleryny konformizmu, może Narcyzem podbarwiony. Można mnie posądzac nawet o diatezę, ale i tak będę dalej budował swój własny świat, w który uciekam, kiedy rzeczywistość zaczyna przypominać irracjonalny galimatias. Hmm... inna sprawa, iż z natury rzeczy galimatias nie może być racjonalny. Więc przypominam i jedno i drugie, zależnie od rzeczywistości, która mnie zaczepia i spokoju nie daje. Tuż obok mnie, może tylko o pół sekundy biegu światła, istnieje lepszy świat, którego nie umiem dostrzec, chociaż wiem, że istnieje. Czy ktoś tam, w każdej sekundzie mojego życia, walczy o moją duszę? Nie wiem - bo zamykając oczy, nie czuję dotyku Niebieskiego Anioła. Smutne to, kiedy nie czuję dotyku na wyciągnięcie myśli.
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za ten "słowotok".
M.